Zajawka zaprowadziła mnie do miejsca, w którym praca jest przyjemnością. Przepisem na dobre życie jest połączenie pasji z pracą.
Jedną z moich największych inspiracji jest postać i twórczość J. M. Basquiata. Historia bezdomnego „wandala”, który wkroczył na salony i stał się cenionym artystą, jest nie do podrobienia. Basquiat wyrażał swoje myśli, jak na przykład „burżuj czuje się bezpieczny; SAMO”, malując na murach, podpisując prace pseudonimem SAMO* (same old shit). Jego celem było malowanie samo w sobie, więc tworzył wzory na koszulkach, pocztówkach i sprzedawał je na ulicy.
https://www.youtube.com/watch?v=BJJsuxUvEY8
Nie czekając na to, aż ktoś zwróci uwagę na jego pasję, sam starał się nawiązać kontakt z tymi, którzy mogą docenić jego twórczość. Oczywiście nic nie przychodzi samo. To dzięki ciężkiej pracy miał co pokazywać. Oprócz doświadczenia, praca przyniosła także wieloletnie przyjaźnie. Na przykład pierwsze spotkanie Basquiata z Warholem zaowocowało nie tylko przyjaźnią, ale także wystawie obrazów w nowojorskiej galerii sztuki.
W momencie, gdy „uliczne” kartki przeistoczyły się w dzieła sztuki wystawiane w galeriach, Basquiat uśmiercił swoje alter ego oświadczeniem namalowanym na murze budynku w Soho: „SAMO IS DEAD”.
Tak rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera.
Ta historia rodzi pytanie: czy lepsze jest wciąż to samo gówno, czy rozwijanie pasji?
Odpowiedź jest jedna: żeby osiągnąć sukces trzeba iść dalej, nie stać w miejscu <w gównie :P>.